A gdyby ktoś obcy
w te dni powszednie
z nagła wyskoczył
spod jakiejś gwiazdy niepewnej
i prosto w oczy
poważnie, śmiertelnie
rzuciłby okrzyk...
Ach wy niebieskie gołębie!
pocałujcie się rankiem
przytulcie zmierzchem
albo uczucia ostatkiem
niby klipry podniebne
wzejdźcie przypadkiem
na skraj alabastrów
gdzie słowa nieledwie odjęte
od ust wygłodniałych świadków
wstaną jak obłok na niebie (sierpem)
dekapitując wyobraźnię wzruszonych wariatów
...Pożar, ach pożar!
Spójrz: rzeka podnosi wody
zupełnie jakby chciała dosięgnąć
własnego brodu
pokrzywy urosły do łokci
parząc śmiertelnie
nad brzegiem zaginieni chłopcy
całkiem dorośli
nadal w pogoni za pięknym dzwoneczkiem
Pies Muriel umierał trzykrotnie
a może to Daisy miała amnezję?
Hak stracił rękę jeszcze na wojnie
zaś Piotruś sowizdrzał za wcześnie
zaczął naprawiać historię
Na jeziora spokojnej tarczy
chłopiec wycięty z papieru
wygląda jakby tańczył
tylko stary węgorz Ptolemeusz
wie z której młodzieniec urwał się gwiazd
i do jakiego podąża celu
Nas nie ma, nie ma!
za murem wszystko pachnie wapnem
rozstąpił się ludzki ocean
buty z łyka do garnituru za ciasne
na dłoniach egzema
powiela którąś z kolei warstwę
getto, dantejski poemat?
Nie! to trucizna podana z lekarstwem...
Getto, którego nie ma
teraz przysparza nam więcej zmartwień
Z błyszczącym spojrzeniem, ogorzałym licem,
z raną po kuli, nago wtula się w ziemię
ach! Jakby chciał, jak chciałby pod bliskim księżycem,
(pisać wiersze)
młody geniusz żywcem wyrośnięty w korzenie;
Głód czy pragnienie nie mają tu mocy,
śmierć na wzór przemysłowy
upłynnia kości, by czasem w akcie dobroci
sprowadzić ów sen diamentowy
na poranione oczy
On, któremu serce się boczy zagniewane,
w czas miary śmiertelnej życie przypomina,
niosąc na nagiej piersi ciemną i zionącą ranę
— ulatnia się w zaświaty jak strużka dymu z komina
Więc ty... cieniu człowieka, nie tobie ukojenie,
nigdy nie byliśmy braćmi i w męce;
ni żal twój, ni okrzyk ostatni, ani też dziatek cierpienie
nie spełnią ofiary w podzięce
tak jak ją spełnia bliźnich milczenie
i posklejane od krwi czerwone ręce
Ach, cisza, cisza tonie w nocy przepychu
lecz gdzieś tam, z oddali łypią ślepia surowe,
nagły dźwięk szczękającej stali i echo okrzyków:
dawaj... ciągnij Żyda za brodę!