Co ma powiedzieć człowiek, który urodził się w Polsce, dajmy na to, w połowie sześćdziesiątych albo siedemdziesiątych lat dwudziestego wieku, gdy nagle słyszy, że kraj w którym przyszedł na świat, to tak naprawdę nie Polska, tylko jakiś enigmatyczny PRL, i że właściwie za okres od 1944 do 1989 roku nie trzeba brać odpowiedzialności bo to „nie nasze państwo".[1]
Czyli: idąc dalej tym tropem, w 1989 roku dostaliśmy nową Polskę, świeżutką, pachnącą, jak ze sklepu, jeszcze w opakowaniu, bez bagażu przeszłości i z czystą kartą na przyszłość.
Jest jednak w tym rozumowaniu coś niepokojącego. Coś, co narusza ciągłość czasu, wbija klin pomiędzy wtedy a teraz, burzy mosty między pokoleniami, coś nad wyraz szkodliwego – pycha połączona z ignorancją, życzeniowość i ślepota z wyboru.
Bo skoro, po wrześniowej klęsce i po upadku Drugiej Rzeczpospolitej, w Polsce rozpoczęła się niemiecka okupacja, gdzie praktycznie z dnia na dzień ruszyła organizacja struktur Państwa Podziemnego i faktycznie rozpoczął się zbrojny opór przeciwko okupantowi, gdzie zaraz po złożeniu broni znaleźli się tacy, którzy ją podnieśli i walczyli aż do „wyzwolenia" i dłużej, gdzie nie było przysłowiowej duszy, która nie chciałaby żyć w wolnym kraju – czy to jeszcze była Polska, czy już nie (bo de facto rządzili w niej Niemcy). Czy ze względu na odosobnione, powtarzam odosobnione przypadki mordów, których dopuszczali się Polacy na ludności Żydowskiej w okresie okupacji mamy przekreślić całą resztę pięknych i szlachetnych dokonań mówiąc, że za ten okres też nie będziemy brać odpowiedzialności. A co z ludźmi, którzy przeżyli okupacje, wyszli pogruchotani fizycznie i psychicznie z powstania, którzy podnosili kraj z ruiny, wychowywali nowe pokolenia, pracowali i żyli, z tymi co wyszli z gołymi pięściami na czołgi w Poznaniu, ze stoczniowcami, z Solidarnością, z naszymi rodzicami, dziadkami, których życie i młodość przypadły na czasy PRL-u.
Czy wolno powiedzieć, że wtedy nie było Polski, bo dzisiaj żyją w niej ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować prawdy o tym kim są i skąd pochodzą.
Polska nie skończyła się w 1939 roku i nie wychynęła nagle z próżni w 1989. W różnej postaci, z różną intensywnością trwała na przekór przeciwnościom wydając na świat i wychowując pokolenia wspaniałych Polaków, których zna i podziwia cały Świat.
Odcinając się od powojennej Polski, odcinamy się również od tej przedwojennej, ale przede wszystkim zrywamy kontakt z pokoleniem, które położyło fundament pod wolną Polskę, w której wszyscy teraz żyjemy.
Tym, którzy mówią, że od zakończenia wojny aż do 1989 roku nie było Polski nie chodzi o edukację, zrozumienie, patriotyzm, nie chodzi im o wspólne dobro. Idzie o to, by wbić ludziom do głów (nieważne jakimi metodami) „prawdy” w którą wierzą, a w istocie antyprawdy, w którą oprócz nich nikt nie wierzy.
Przykłady podobnego myślenia i postępowania mnożą się w zastraszającym tempie, choćby sprawa interpretacji przemówienia Prezydenta USA, wygłoszonego na szczycie NATO w Warszawie, czy rozmowy pani minister Zalewskiej z red. Moniką Olejnik w programie „Kropka nad I", wreszcie publicznie uczynionego wyznania, w którym Prezes PIS Jarosław Kaczyński mówi wprost, że jego brat Lech (nie mylić z Wałęsą) faktycznie kierował Solidarnością w latach 80-tych.
Jeśli to nie są jakieś głupie żarty, to znaczy, że orwellowska rzeczywistość wylazła nagle z książek i wzięła sobie na cel biedną Polskę wraz z jej „nowymi elitami", gdzie wszyscy wiedzą jak było, ale niektórzy wiedzą to lepiej od innych.
[1] „[...] dlaczego w 1989 roku przywrócono nazwę Rzeczpospolita Polska i dlaczego od 1944 roku była to PRL. Jeśli komuś się wydaje, że to to samo państwo to jest w głębokim błędzie. Parę detali się zmieniło. Na ten przykład ludziom urodzonym we Lwowie w latach 30tych nikt w dowodzie osobistym w rubryce miejsce urodzenia nie wpisuje "Lwow (obecnie ZSRR)". PRL nie było naszym państwem i nie ma żadnego powodu żebyśmy brali za nie odpowiedzialność.”. Autor (Onezym), publicysta Salonu24.pl niestety nie podpisuje się z imienia i nazwiska.