Marcin Małek Marcin Małek
523
BLOG

„KURICA NIE PTICA, POLSZA NIE ZAGRANICA"

Marcin Małek Marcin Małek Społeczeństwo Obserwuj notkę 17

Co ma powiedzieć człowiek, który urodził się w Polsce, dajmy na to, w połowie sześćdziesiątych albo siedemdziesiątych lat dwudziestego wieku, gdy nagle słyszy, że kraj w którym przyszedł na świat, to tak naprawdę nie Polska, tylko jakiś enigmatyczny PRL, i że właściwie za okres od 1944 do 1989 roku nie trzeba brać odpowiedzialności bo to „nie nasze państwo".[1]

Czyli: idąc dalej tym tropem, w 1989 roku dostaliśmy nową Polskę, świeżutką, pachnącą, jak ze sklepu, jeszcze w opakowaniu, bez bagażu przeszłości i z czystą kartą na przyszłość.

Jest jednak w tym rozumowaniu coś niepokojącego. Coś, co narusza ciągłość czasu, wbija klin pomiędzy wtedy a teraz, burzy mosty między pokoleniami, coś nad wyraz szkodliwego – pycha połączona z ignorancją, życzeniowość i  ślepota z wyboru.

Bo skoro, po wrześniowej klęsce i po upadku Drugiej  Rzeczpospolitej, w Polsce rozpoczęła się niemiecka okupacja, gdzie praktycznie z dnia na dzień ruszyła organizacja struktur Państwa Podziemnego i faktycznie rozpoczął się zbrojny opór przeciwko okupantowi, gdzie zaraz po złożeniu broni znaleźli się tacy, którzy ją podnieśli i walczyli aż do „wyzwolenia" i dłużej, gdzie nie było przysłowiowej duszy, która nie chciałaby żyć w wolnym kraju – czy to jeszcze była Polska, czy już nie (bo de facto rządzili w niej Niemcy). Czy ze względu na odosobnione, powtarzam odosobnione przypadki mordów, których dopuszczali się Polacy na ludności Żydowskiej w okresie okupacji mamy przekreślić całą resztę pięknych i szlachetnych dokonań mówiąc, że za ten okres też nie będziemy brać odpowiedzialności.  A co z ludźmi, którzy przeżyli okupacje, wyszli pogruchotani fizycznie i psychicznie z powstania, którzy podnosili kraj z ruiny, wychowywali nowe pokolenia, pracowali i żyli, z tymi co wyszli z gołymi pięściami na czołgi w Poznaniu, ze stoczniowcami, z Solidarnością, z naszymi rodzicami, dziadkami, których życie i młodość przypadły na czasy PRL-u.

Czy wolno powiedzieć, że wtedy nie było Polski, bo dzisiaj żyją w niej ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować prawdy o tym kim są i skąd pochodzą.

Polska nie skończyła się w 1939 roku i nie wychynęła nagle z próżni w 1989. W różnej postaci, z różną intensywnością trwała na przekór przeciwnościom wydając na świat i wychowując pokolenia wspaniałych Polaków, których zna i podziwia cały Świat.

Odcinając się od powojennej Polski, odcinamy się również od tej przedwojennej, ale przede wszystkim zrywamy kontakt z pokoleniem, które położyło fundament pod wolną Polskę, w której wszyscy teraz żyjemy.

Tym, którzy mówią, że od zakończenia wojny aż do 1989 roku nie było Polski nie chodzi o edukację, zrozumienie, patriotyzm, nie chodzi im o wspólne dobro.  Idzie o to, by wbić ludziom do głów (nieważne jakimi metodami) „prawdy” w którą wierzą, a w istocie antyprawdy, w którą oprócz nich nikt nie wierzy.

Przykłady podobnego myślenia i postępowania mnożą się w zastraszającym tempie, choćby sprawa interpretacji przemówienia Prezydenta USA, wygłoszonego na szczycie NATO w Warszawie, czy rozmowy pani minister Zalewskiej z red. Moniką Olejnik w programie „Kropka nad I", wreszcie publicznie uczynionego wyznania, w którym Prezes PIS Jarosław Kaczyński mówi wprost, że jego brat Lech (nie mylić z Wałęsą) faktycznie kierował Solidarnością w latach 80-tych.

Jeśli to nie są jakieś głupie żarty, to znaczy, że orwellowska rzeczywistość wylazła nagle z książek i wzięła sobie na cel biedną Polskę wraz z jej „nowymi elitami", gdzie  wszyscy wiedzą jak było, ale niektórzy wiedzą to lepiej od innych.

 

[1] „[...] dlaczego w 1989 roku przywrócono nazwę Rzeczpospolita Polska i dlaczego od 1944 roku była to PRL. Jeśli komuś się wydaje, że to to samo państwo to jest w głębokim błędzie. Parę detali się zmieniło. Na ten przykład ludziom urodzonym we Lwowie w latach 30tych nikt w dowodzie osobistym w rubryce miejsce urodzenia nie wpisuje "Lwow (obecnie ZSRR)". PRL nie było naszym państwem i nie ma żadnego powodu żebyśmy brali za nie odpowiedzialność.”.  Autor (Onezym), publicysta Salonu24.pl niestety nie podpisuje się z imienia i nazwiska.

Przyszedłem na świat w trzecim kwartale XX wieku i jestem. Istnieje dzięki słowu i tylko w tej mierze, w jakiej sam się realizuje – m.in. poprzez język którym wytyczam własną drogę. Nie wyróżniam się w tłumie, większość z was mija mnie na ulicy nie ofiarując nawet krótkiego spojrzenia, ale ja na was patrzę i uczę się od was, jak przetrwać poza obszarem zmyślenia. Tak, żyję w zmyśleniu, stąd większość tych, których znam nie ma o mnie pełnego wyobrażenia – należę sam do siebie i dobrze mi z tym odosobnieniem. Mam tyle twarzy, ile akurat zechcę mieć w danym momencie. Bywam wielkoduszny, ale także zawistny, łaskawy i okrutny, szczodry i skąpy, zły do szpiku kości i bezgranicznie dobry. Kocham i nienawidzę, lubuje się w kłamstwie i walczę o prawdę. Wciąż szukam odpowiedzi na to kim jestem, lub na to, jak mnie widzicie. Niektórzy mówią o mnie „poeta”, inni „grafoman nie wart złamanego grosza” – nie boje się jednych i drugich. Ważne, że ktoś mnie czyta, i że mogę się przejrzeć w waszych źrenicach jak w lustrze, albo przejść przez wasze życia, jak przez tranzytowy korytarz. Jeśli więc nadal chcecie mnie poznać, proszę was tylko o jedno – wpuście mnie do środka, wtedy i ja się przed wami otworzę. Wszakże nie gwarantuje gotowego przepisu na to kim jestem – sami musicie wybrać własną odpowiedź.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo