Marcin Małek Marcin Małek
172
BLOG

KRONIKA WYJŚCIA

Marcin Małek Marcin Małek Kultura Obserwuj notkę 1

Tam gdzie tory wgryzają się pomiędzy niebo a ziemię

jest stacja z białym peronem

widmo urwiska w toni żółtych pól rzepaku

kolumny z betonu jak w Partenonie

przez płytki nurt ciepłego powietrza

znaczą drogę w zaświaty

 

we mgle majaczą znajome twarze

portrety rysunki pejzaże z dalekich wypraw krzyżowych

wota w tobołku i czarka łez na ołtarzu

czyste ręce splecione nad głową

wszystko w jak największym porządku

— przypnijcie nad sercem tabliczkę znamionową

strach ma wielkie oczy tylko na samym początku

mówią że z czasem krew przemieni się w owoc

a owoc pozna każdy który choć raz przeżył śmierć głodową

 

ruszamy — za oknem krajobraz opowiada zwykłą historię

los podobny do setek tysięcy — umiarkowanie pomyślny

trzeba się tylko trochę powdzięczyć a szczęście podpowie

— żyj według agendy albo niewierni zjedzą twoją wątrobę

słyszymy głęboki oddech ziemi gdy chłonie jaśmin

a człowiek uczy się nie pamiętać o Nimrud

I tylko Aleppo jak w baśni szybuje po niebie

ciągnąc za potrzaskanym szkieletem wnętrzności swych dziatek

oto kraina przyszłości

co za dotknięciem zwiniętej pięści nabiera szacunku do samej siebie

 

przed nami wysokie wieże świątyń 

miasto szeroko rozchyla ramiona

katedra na naszą cześć bije pokłon

gawron spod ostrołuków widzi w nas obce wrony

milczą stuletnie zegary, dzieci przestały szukać łakoci

dziwny afisz ze słupa woła strwożony

— uchodźco jeśli spojrzysz na nasze kobiety wydłubiemy ci oczy

 

gwiazda Proroka niech czuwa nad nami

stłoczeni w dziurawym pontonie nadziei słuchaliśmy pieśni syreny

ciało już było gotowe tylko rozum jeszcze pomstował

morze bywa zdradliwe — Dusseldorf nie zmieni się nagle w Itakę

bo tak sobie życzą strudzeni tułacze

kronika wyjścia pisana jest krwią równoległych światów

— Europa nam nie pomoże

kiedyś umieraliśmy dla idei dzisiaj idea bierze co może

— Allahu Akbar (Bóg jest wielki) nad maleńką ziemią

za miłosierdzie zapłacą życiem tysięcy

lecz to nie my władamy orężem

przyszliśmy z przerażenia pożogi

prosto w wasze objęcia

— pierwsza fala męczeństwa ostatni wielki exodus

Przyszedłem na świat w trzecim kwartale XX wieku i jestem. Istnieje dzięki słowu i tylko w tej mierze, w jakiej sam się realizuje – m.in. poprzez język którym wytyczam własną drogę. Nie wyróżniam się w tłumie, większość z was mija mnie na ulicy nie ofiarując nawet krótkiego spojrzenia, ale ja na was patrzę i uczę się od was, jak przetrwać poza obszarem zmyślenia. Tak, żyję w zmyśleniu, stąd większość tych, których znam nie ma o mnie pełnego wyobrażenia – należę sam do siebie i dobrze mi z tym odosobnieniem. Mam tyle twarzy, ile akurat zechcę mieć w danym momencie. Bywam wielkoduszny, ale także zawistny, łaskawy i okrutny, szczodry i skąpy, zły do szpiku kości i bezgranicznie dobry. Kocham i nienawidzę, lubuje się w kłamstwie i walczę o prawdę. Wciąż szukam odpowiedzi na to kim jestem, lub na to, jak mnie widzicie. Niektórzy mówią o mnie „poeta”, inni „grafoman nie wart złamanego grosza” – nie boje się jednych i drugich. Ważne, że ktoś mnie czyta, i że mogę się przejrzeć w waszych źrenicach jak w lustrze, albo przejść przez wasze życia, jak przez tranzytowy korytarz. Jeśli więc nadal chcecie mnie poznać, proszę was tylko o jedno – wpuście mnie do środka, wtedy i ja się przed wami otworzę. Wszakże nie gwarantuje gotowego przepisu na to kim jestem – sami musicie wybrać własną odpowiedź.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura